Wiele lat temu wpadła mi w ręce autobiograficzna powieść światowej sławy tenisisty Andre Agassiego Open. Autobiografia tenisisty. Czytając ją, byłam jednocześnie przerażona i oszołomiona, ponieważ ta historia jest opowieścią o chłopcu, który nie miał życia. To życie odebrał mu ojciec, imigrant z Iranu, były bokser, który za punkt honoru postawił sobie doprowadzić syna na sportowy szczyt w dziedzinie tenisa. Samodzielnie zbudował dla niego we własnym ogródku kort, który nazwał „smokiem”, by kilkuletni Andre odbijał tysiące piłek dziennie, doskonaląc sportowe odbicia. Lata mijały. Agassi zdobył wiele tytułów (wygrane we French Open, Wimbledonie, US Open, Australian Open oraz złoty medal olimpijski), ale nie czuł się spełniony. Wznosił się na drabince sportowej na sam szczyt, przypłacając to „szczęście” zdrowiem (epizod z użyciem metamfetaminy, depresja, nieudane małżeństwo). Spadł na 141. miejsce w rankingu ATP, ale nie zrezygnował. Zaczął grać w małych turniejach (gdzie grają zawodnicy poza pierwszą setką), mimo że był byłym numerem 1 – to wymagało olbrzymiej pokory i dyscypliny. Mówił „Jestem tu, by coś odzyskać. I zamierzam to zrobić tak, jak trzeba – krok po kroku”1. O pomoc poprosił Breda Gilberta, byłego tenisistę i stratega, który nauczył go pragmatycznej gry opartej o wytrzymałość i cierpliwość, a nie tylko efektowne uderzenia. Tenisista podporządkował się jego koncepcji, mimo że wcześniej był indywidualistą – wymagało to samozaparcia i pokory. Z czasem znów dotarł na szczyt i zdobył kolejne tytuły Wielkiego Szlema – również przy wsparciu drugiej żony, jego wielkiej miłości, Steffi Graf.
Dlaczego o tym piszę?
Dlatego, że dyscyplina kojarzy mi się z odpowiedzialnością za samych siebie, za braniem spraw w swoje ręce, za metodycznym podążaniem do celu. Innymi słowy, ktoś jest zdyscyplinowany, ponieważ musi wykonać zadanie w określonym terminie. To z kolei wiąże się z odpowiedzialnością. Z języka angielskiego wyraz responsibility to połączenie response oraz ability, co można odczytywać jako „zdolność do odpowiedzi”. Ludzie odpowiedzialni mają świadomość, że odpowiadają za jakość swojego życia, a więc poprzez swoje zasoby, takie jak np. umiejętność zdyscyplinowania się, nadają mu kształt2.
Pracując od ponad dwudziestu lat w szkole jako polonistka i wychowawczyni, zauważyłam, że słowo „dyscyplina” bywa przyjmowane z oporem. Kojarzy się z karą, rygorem i przymusem. W wielu rozmowach o edukacji pojawia się niemal jako przeciwieństwo empatii czy partnerskiej relacji. Tymczasem prawdziwa dyscyplina to narzędzie rozwoju, struktury, a przede wszystkim odpowiedzialności. Maria Montessori mówiła, że dyscyplina to przede wszystkim doświadczenie edukacyjne, a nie kara, jeśli tylko zostanie właściwie potraktowana3.
Skąd się bierze pejoratywne skojarzenie?
Historyczne rozumienie dyscypliny było silnie związane z modelem szkoły pruskiej – podporządkowaniem, hierarchią i kontrolą. Wspomnienia nauczycieli, rodziców i uczniów z czasów PRL często zawierają obraz szkoły jako miejsca, gdzie „dyscyplinę” rozumiano jako absolutną ciszę, równe szeregi i natychmiastowe posłuszeństwo. Nic dziwnego, że to słowo zyskało zabarwienie negatywne. Współczesne podejście do wychowania redefiniuje pojęcie dyscypliny. W modelach opartych o psychologię pozytywną pojawia się ona jako forma wewnętrznej organizacji i wspólnych reguł. Jane Nelsen, twórczyni podejścia „pozytywna dyscyplina”, pisze: „Dyscyplina nie polega na karaniu lub kontrolowaniu, ale na instruowaniu, uczeniu, przygotowywaniu, regulowaniu i budowaniu umiejętności”4. Oznacza to, że nauczycie...